Reszta podróży poszła w miarę bezproblemowo, niestety przez to, że to nie był nasz oryginalny lot rozsadzili nas do różnych sekcji i ja z Matyldą siedziałyśmy w środku samolotu a reszta towarzystwa z tyłu, ale daliśmy radę. Z polecajek walizka Leona Stokke Jetkids jest genialna! Po przylocie wynajęcie samochodu idzie gładko i myślimy, że już wszystkie niespodzianki za nami, niestety właściciel airbnb ma na to inny pomysł, w momencie dojazdu do mieszkania, mówi, że jest awaria z kanalizacją i proponuje lokalizację 30 minut drogi od centrum, serdecznie mu dziękujemy zgłaszając ten przekręt do airbnb. Na szczęście Szymki nas ratują i pierwszą noc spędzamy u nich na kanapie. Ahoj przygodo!



Nie zrażając się niczym, zaczynamy nasz pierwszy Kanadyjski dzień! Budzimy się o wschodzie słońca. A raczej reszta towarzystwa się budzi, ja z utęsknieniem bujając Matyldę większość nocy, od jakiegoś czasu wypatrywałam już pierwszych promieni. Szybkie śniadanie i ruszamy. Kierujemy się w stronę Stanley Park, przejeżdżając po drodze przec centrum Vancouver. Moje pierwsze skojarzenie to, czystsza, mniejsza i zieleńsza wersja Nowego Yorku. A Stanley Park to duuuużo większa wersja Central Parku ;). Nasz pierwszy punkt programu to Akwarium. Dzieciaki były mega dzielne przez całą podróż i chciałam żeby miały jakąś super atrakcje na początek Kanadyjskiej przygody. Cenowo zaszaleli, za siebie i Leona (który ma zniżkę) płacę 80 dolarów (liczymy na oko razy 3). Ale było obiecane, więc idziemy!





Największym hitem były lwy morskie, ośmiornica i meduzy. Myślę, że jeśli jesteście w Vancouver z dzieciakami to warto bo dla nich to zawsze mega atrakcja ale ogólnie słabsze niż np. nasze europejskie akwarium w Genui.
Ruszamy dalej na podbój Stanley parku, następny punkt programu: przejść się, podziwiając widok na Vancouver a potem dotrzeć do Totem Poles. Ogólnie Stanley park jest olbrzymi to prawie 400 hektarów, najfajniej byłoby wynająć rowery i w ten sposób go zwiedzić ale z Matyldą to nie wchodzi w grę więc zadawalamy się tym fragmentem, który jesteśmy w stanie przejść.



Główna atrakcja Stanley Parku to indiańskie Totemy. Ponieważ Kanada zachodnia przesiąknięta jest historią i teraźniejszością pierwszych narodów, staram się zainteresować dzieciaki tym tematem. Ich pierwsze zadanie to wymyślenie indiańskich nazw dla każdego uczestnika wycieczki, dam wam znać co wymyślą! Totemy to indiańskie posągi symbolizujące losy i dusze ich przodków tych mitycznych, jak i ludzi i zwierząt a nawet zjawisk atmosferycznych. Zwykle miały kilka lub kilkanaście metrów ale istniały również takie które miały ponad 50 m wysokości! Każde domostwo posiadało swój Totem, także w wiosce mogło być ich nawet kilkadziesiąt, musiało to wyglądać spektakularnie. Niestety ze względu na materiał z jakiego powstają (drewno) ulegają zniszczeniu, na szczęście nadal tworzone są nowe a na podstawie starych powstają repliki. Niektóre w Stanley Parku mają po sto parędziesiąt lat.


Po zwiedzeniu parku ruszamy na z góry upatrzone Tom Sushi! Jest smacznie ale spodziewałam się trochę więcej biorąc pod uwagę oceny jakie miało.


Później padamy już na twarz, zahaczymy jeszcze o sklep gdzie kupuję swój ukochany amerykański junk food i ruszamy już do nowego apartamentu na jedną noc 🙂
