Niegdyś wioska rybacka, dzisiaj ociekające luksusem, ekskluzywne miasteczko w którym znajdziemy eleganckie butiki marek takich jak Gucci, Pucci, Hermès czy Louis Vuitton i imponujące jachty zakotwiczone w porcie. Swoją popularność zdobyło w latach 50 kiedy stało się ulubionym miejscem takich gwiazd jak Liz Taylor, Richard Burton, Ava Gardner czy Robert De Niro i wielu innych.
Miasteczko samo w sobie jest malutkie ale rzeczywiście przeurocze, kolorowe domki, kolorowa roślinność, szmaragdowa przezroczysta woda. Architektura stanowczo różni się od tej Cinque Terre i w moim odczuciu na korzyść Portofino. Na niekorzyść przemawiają ceny bo jest to jedno z droższych miejsc we Włoszech ale też bez przesady, podczas jednodniowej wizyty spokojnie zjemy z pięknym widokiem i nie zbankrutujemy.
Do Portofino można dojechać samochodem ale parking jest malutki i szanse na znalezienie miejsca nikłe. Dlatego decydujemy się porzucić samochód w miasteczku Santa Margherita i z tamtąd na pokładzie łodzi dopłynąć do Portofino.





Obowiązkowo trzeba wspiąć się chociaż do kościoła św. Jerzego żeby spojrzeć na Portofino z góry, warto iść jeszcze dalej ale niestety moja kondycja i tempo leniwca, nie pozwala nam na dalszą wspinaczkę.




Po jakże „intensywnym zwiedzaniu udajemy się na naszą ulubioną czynność czyli jedzenie i w ten sposób mija nam nasz dzień w bajkowym Portofino oraz co za tym idzie ostatni dzień w Ligurii, następny przystanek Toskania.
