Po cudownej nocy w ciepłym pokoju pobudka o 4.30 była ciężkim doświadczeniem. Jeszcze cięższe było wyjście na dwór, w nocy temperatura spada poniżej zera, w ciągu dnia jest powyżej 20 stopni a słońce jest zabójcze (cały czas przebywamy powyżej 3500 m n.p.m.). Ale znamy cel i wiemy, że jest to tego warte: jedziemy zobaczyć wschód słońca na największym solnisku świata!
Dojeżdżamy na styk a musimy się jeszcze wspiąć na górę pełną kaktusów (wyspa Incahuasi – pozostałość po zalanym wulkanie). Biorąc pod uwagę, że na tych wysokościach męczę się po przejściu kilkuset metrów po płaskim, wspinaczkę pod górę przypłacam prawie wypluciem płuc. W połowie drogi głosem pełnym dramatyzmu – o ile to możliwe kiedy sapie się jak biegacz, który zdobył 100 piętrowy budynek – mówię Przemkowi aby mnie zostawił i poszedł zobaczyć i upamiętnić to piękne zjawisko. Po kilkunastu głębszych oddechach biorę się w garść i w ostatniej chwili dołączam do Przemka na szczycie. Widok jest przepiękny, zupełnie biała nieskończona przestrzeń sprawia wrażenie jak z innej planety.



Salar de Uyuni to pozostałość po prehistorycznym morzu Ballivián. Rozpościera się na powierzchni ponad 10 000 km2 a grubość pokrywy solnej sięga 10 m.
Po szybkim śniadaniu z bagażnika naszej niezawodnej Toyoty ruszamy w poszukiwaniu najlepszego miejsca do zrobienia obowiązkowej sesji zdjęciowej. Poniżej rezultaty (niestety nie mamy ze sobą laptopa więc wszystkie zdjęcia, które wrzucamy są tylko z telefonów, ale myślę, że to wystarczy, żeby was zasypać):









Ostatnią atrakcją tego dnia jest „Cmentarz pociągów” – dosyć surrealistyczne zbiorowisko na środku pustyni 🤔

Ponieważ mamy jeszcze kilka godzin do lotu zostajemy na trochę w miasteczku Uyuni, jemy tutaj pyszne lokalne jedzonko. To co mnie urzeka to fakt, że tutejsze kobiety nadal w większości noszą tradycyjne ludowe stroje!




Gdy nadchodzi czas łapiemy taksówkę i jedziemy na lotnisko. Okazuje się, że lotnisko otwierają specjalnie na nasz lot, do środka wchodzimy z obsługą. Wszystko przebiega tak sprawnie, że wylatujemy 20 minut przed godziną odlotu, jedyne co zastanawia to te wolne miejsca dookoła w samolocie 😅.

Jesteśmy w La Paz!