Skały, kaniony i lamy

Po nocy spędzonej w mrozie z ulgą powitaliśmy nowy dzień.

Zanim ruszyliśmy dalej w trasę przeszliśmy się po wiosce w której spaliśmy. Po środku niczego, otoczona przez piach i pył, a życie tutaj toczy się trochę spokojniej niż gdzie indziej. Widzieliśmy dzieci biegające wokół szkoły w ramach wf-u oraz autobus zabierający mieszkańców w nieznanym dla nas kierunku, ale poza tym miasto sprawiało wrażenie opuszczonego. Podobno mieszkają tu głównie opiekunowie lam oraz rolnicy uprawiający quinoę.

Opuściliśmy to ciche miejsce i ruszyliśmy dalej. To był dzień spędzony głównie ze skałami, flamingami i lamami. Widzieliśmy skały w kształcie: serca, miasta, wielbłąda, piłkarskiego pucharu świata i wiele, wiele, wieeele innych.

Weszliśmy również na skałę nad kanionem Anakonda, z moim bardzo ograniczonym rozumieniem hiszpańskiego byłam przekonana, że nazwa wynika z dużej ilości Anakond wijących się pod nogami. Na szczęście, Przemek uświadomił mnie, że chodzi o kształt rzeki płynącej w dolinie 😅.

Czego się dowiedzieliśmy? Boliwijczycy w każdej skale w parku (a jest ich pewnie milion) widzą jakiś ciekawy kształt i używając mieszanki hiszpańsko migowej będą nam to tłumaczyć, oraz tego, że każda Lama zostanie przeze mnie zauważona i ukochana 😉 nawet jeśli jest 100 lamą tego dnia.

Po całym dniu w kurzu i szalonych zmianach temperatur marzyłam o ciepłym hotelu z ciepłą wodą, moje marzenie spełniło się! Wprawdzie ogrzewanie było dodatkowo płatne, a na ciepły prysznic był limit czasowy, ale to i tak sprawiło, że byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dodatkową atrakcją był materiał z jakiego wykonany był nasz hotel a mianowicie sól, Przemek nie omieszkał tego zweryfikować.

Więcej soli już jutro! 🤔

Dodaj komentarz